To miały być pierogi, ale mi nie wyszły! Mąż kupił mi na allegro wspaniałą książkę Hanny Szymanderskiej "Pierogi Świata", cobym podpatrzyła nowe farsze i inne rodzaje ciasta pierogowego. Bo jak na razie umiem robić tylko pieczone pierogi z ciasta pizzowego.
No więc wzięłam pierwszy lepszy przepis na pierogi góralskie z farszem z ziemniaków, bryndzy i twarogu. Dosyć szybko okazało się, że nie umiem zrobić ciasta pierogowego podanego w tym przepisie. Bo co to znaczy "dolewając wody"?!? Ile tej wody - jeden chlupek, pół szklanki, a może litr? No bez sensu... Ciasto wylądowało niestety w śmietniku :(
Żeby uratować farsz ulepiłam z niego 20 małych pulpecików z zamysłem upieczenia ich. Ale nawet to mi nie wyszło :D Pulpeciki od razu roztopiły się i tak powstał placek góralski :D Był naprawdę przepyszny! Gdybym wcześniej wiedziała, że wyjdzie mi placek, do dodałabym jeszcze ze 100 gramów drobno posiekanego boczku podsmażonego z cebulką. Tak w ogóle, to ten placek byłby cudownym spodem do góralskiej pizzy - wystarczyłoby położyć na wierzch jakąś kiełbaskę, ser wędzony i kiszony ogórek :)
Składniki
- 0.5 kg ugotowanych ziemniaków
- 100 g twarogu
- 200 g bryndzy (dałam zwykły ser wędzony z Biedronki)
- 1 duża cebula
- na przyszłość dodam 100 g boczku!!!
- 1 pęczek koperku
- 2 łyżki masła
- sól
- pieprz

Podczas gotowania ziemniaków przygotowałam pozostałe składniki: cebulę posiekałam drobno i zeszkliłam na odrobinie tłuszczu - na przyszłość podsmażę ją razem z drobno posiekanym boczkiem, w misce od robota kuchennego umieściłam zeszkloną cebulę, twaróg, drobno pokrojony ser wędzony i posiekany koperek. Następnie dorzuciłam do miski ugotowane ziemniaki i 2 łyżki masła, które od razu się roztopiły na gorących ziemniakach. Doprawiłam do smaku solą i pieprzem. W książce Hanny Szymanderskiej było napisane, że trzeba to wszystko zemleć maszynką, ale taką maszynkę dużo ciężej jest potem domyć niż miskę do robota kuchennego ;) Wyrobiłam więc wszystko w misce używając najgęściejszych mieszadeł.
Potem ulepiłam te nieszczęsne pulpety, z których nic nie wyszło, bo się roztopiły. Tak więc na przyszłość po prostu ulepię placek na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Zapiekałam to cudo w 200 stopniach bez termoobiegu: przez pierwsze 10 minut na obu grzałkach, a przez kolejne 10 minut tylko na górnej grzałce.
Wyszedł niesamowicie pyszny placek, który na pewno będę jeszcze przyrządzać np. jako spód do pizzy :)