Poczłapałam wczoraj o 9tej rano w piżamie do pobliskiej Żabki po mleko do kawy i tam w lodówce naszłam zupę tajską w postaci już płynnej, wymagającej tylko podgrzania w garnuszku. Co za pyszności!!! Spisałam skład z opakowania i odtworzyłam to cudo.
Składniki
- dość sporawa marchew
- 1/3 papryki pomarańczowej
- pół batata (albo jeden mały, ale chyba nie istnieją małe bataty?)
- 1 czerwona cebula
- 400 g piersi kurczaka
- 4 ząbki czosnku
- 100 ml mleczka kokosowego
- 100 ml keczupu (dałam niemiecki z już wbudowanym curry)
- 1 garść wiórków kokosowych
- 1 łyżka masła orzechowego
- 1 kopiasta łyżeczka kurkumy
- 1 kopiasta łyżeczka czerwonej papryki
- 1/2 łyżeczki kolendry
- 1 łyżeczka imbiru w proszku
- 1 łyżka trawy cytrynowej
- 1 łyżka przyprawy do dań tajskich z Przypraw Świata (pewnie można pominąć)
- 1 kostka rosołowa
- sok z połowy limonki
- odrobina oleju
Kurczaka siupiemy na drobne kawałki, dolewamy tak ze dwie łyżki oleju i dodajemy przyprawę do dań tajskich. Mieszamy porządnie i smażymy na rozgrzanej patelni.
W międzyczasie obieramy marchewkę i ścieramy ją na tarce, batata szorujemy i kroimy w kostkę, paprykę i cebulę też kroimy w drobną kostkę.
Gdy kurczak już się podsmaży do sucha, przekładamy go do garnka na zupę właściwą, a na patelnię możemy dolać odrobinę oleju i smażymy na nim cebulę. Po chwili dorzucamy marchewkę, batata, paprykę i czosnek przeciśnięty przez praskę. Można dolać ciutkę wody. Warzywa dusimy przez jakieś 10 minut.
Przekładamy warzywa do garnka, dodajemy przyprawy, sok z limonki, drobno posiupaną kostkę rosołową, keczup, wiórki kokosowe i około 750 ml wrzątku. Gotujemy na wolnym ogniu przez około 20 minut.