To już drugi przepis, jaki podejrzałam na blogu Z Cukrem Pudrem i drugi udany :) Faworki wyszły przepyszne, choć czuć, że nie są smażone, a pieczone. Małżonek mój, który je przyrządził, nie mógł się nachwalić niezwykle plastycznej konsystencji ciasta. Na przyszłość rozważam pomalowanie ich białkiem przed pieczeniem, może byłyby wówczas nieco bardziej opalone?
Składniki
|
Masło roztapiamy w rondelku i zostawiamy do wystygnięcia. Pozostałe składniki umieszczamy w misce, dolewamy masło i zagniatamy ciasto, aż powstanie gładka i elastyczna kula. Odstawiamy ciasto do lodówki na godzinę.
Po tym czasie oryginalny przepis nakazywał przepuścić ciasto przez maszynkę do mielenia mięsa (i to aż dwukrotnie) w celu napowietrzenia. Bardzo nie chciało nam się tej maszynki mocować na stole, używać, a potem myć. Dlatego też Małżonek spałował ciasto tłuczkiem do mięsa, pokroił je na mniejsze kostki, zlepił w całość, znowu spałował... i tak po pięciu minutach ciasto było przepięknie napowietrzone :)
Po ponownym zagnieceniu ciasta wałkujemy je na grubość 2 mm i wycinamy radełkiem prostokąty z dziurkami w środku. Przeplatamy faworki i umieszczamy je na blasze pokrytej papierem do pieczenia. Zapiekamy w 180 stopniach przez 10 minut: 8 minut na dwóch grzałkach i 2 minuty tylko na górnej grzałce.