To już drugi przepis, jaki zaczerpnęłam z książki "Kulinarny Kaukaz - smaki, tradycje, receptury". Oryginalny przepis nakazywał użycie sera suługuni, imeretyńskiego lub bryndzy. W sklepie wydawało mi się, że sięgnęłam po odpowiedni wędzony ser, ale w domu wyszło na jaw, że jest on twarogiem - był to "litewski twaróg wędzony z czosnkiem". Na szczęście okazał się on przepyszny i w przyszłości zamierzam go kupować świadomie i z premedytacją :D
Chabizginy (aż całe dwa!) zrobiłam z połowy składników, ale i tak ledwo daliśmy radę je zjeść razem z Małżonkiem.
Składniki
na ciasto:
na farsz:
|
|
Najpierw robimy ciasto: jajko ubijamy lekko z solą, a jogurt mieszamy energicznie z sodą, aż zacznie się pienić. Łączymy jajko z jogurtem, a następnie stopniowo dodajemy mąkę. Ja zaczynałam od 1.5 szklanki mąki, ale potem musiałam jeszcze sporo podsypać! Ugniatamy ciasto tak długo, aż otrzymamy jedwabiście gładką kulę. Odstawiamy ciasto, żeby odpoczęło - wystarczy 40 minut w temperaturze pokojowej, pod ściereczką.
W międzyczasie robimy farsz. Gotujemy ziemniaka w osolonej wodzie, a ser/twaróg ścieramy na tarce lub rozdrabniamy widelcem. Do sera/twarogu dodajemy rozgniecionego ziemniaka, jajko, roztopione masło i odrobinę soli. Ja dodałam jeszcze drobno posiekany koperek, bo brakowało mi w farszu jakiejś zieleniny.
Ciasto dzielimy na dwie części i każdą z nich wałkujemy w duże koło, trochę większe od talerza obiadowego. Na każdym kole odcisnęłam kształt talerzyka śniadaniowego, żeby wiedzieć dokąd nałożyć farsz. Ciasto nieprzykryte farszem zawijamy w falbanki, zostawiając na środku otwór wielkości około 7 cm. Przed pieczeniem można posmarować chabizgin roztopionym masłem lub roztrzepanym jajkiem.
Chabizgin zapiekamy w 210 stopniach: przez pierwsze 13 minut na dwóch grzałkach, a potem przez 12 minut tylko na górnej grzałce.