To miały być ciastki :D Duuuużo ciastków :D Ale nawet po zwiększeniu ilości mąki o 30% masa ciastowa nadal była półpłynna, nie chciała dać się uwałkować, a już na pewno nie dałoby się z niej wyciąć miliona ciasteczek w kształcie półksiężyca. Ciasto wylądowało więc w blasze, a sprytny Małżonek próbował mnie przekonać, żeby je pociąć w półksiężyce już po upieczeniu. Przecież nikt się nie zorientuje ;) Przepis pochodzi z książki "Kulinarny Kaukaz - smaki, tradycje, receptury".
Składniki
|
Migdały parzymy wrzątkiem, zdejmujemy z nich skórkę i suszymy, następnie mielimy je drobno z jedną łyżeczką cukru pudru aż do uzyskania konsystencji papki. Można do migdałów dodać chlupek mleka, jeżeli pęd powietrza od ostrzy robota kuchennego unosi migdały do góry i nie pozwala ich zmielić (mój robot tak robi z wszelkimi bakaliami!). Kandyzowane owoce i rodzynki mielimy razem bardzo drobno.
Masło ucieramy aż do osiągnięcia śmietankowej konsystencji. Dwa żółtka ucieramy z cukrem pudrem, a trzy białka ubijamy na sztywno. Jedno żółtko zostanie na później do obmyźgania ciasta.
Żółtka z cukrem ubijamy z masłem, dodając stopniowo połowę mleka. Pod koniec ubijania dodajemy pianę z białek.
Posiekane migdały mieszamy z resztą mleka i łączymy z masą żółtkowo-maślaną ubijając przez parę minut. Do tej masy dodajemy połowę mąki dalej miksując. Dodajemy do masy zmielone bakalie i dalej ubijamy. Na końcu dodajemy resztę mąki z proszkiem do pieczenia i zagniatamy mocno.
Nawet nie próbujemy wałkować ciasta ani niczego z niego wycinać :D Zamiast tego wykładamy głęboką blaszkę papierem do pieczenia i formujemy na niej prostokąt z masy ciastowej. Prostokąt ten można obmyźgać roztrzepanym żółtkiem.
Ciasto zapiekamy w 200 stopniach przez 20 minut: najpierw na obu grzałkach przez 10 minut, a potem już tylko na górnej grzałce.